
Wiosna idzie.
Nie trochę, nie powoli. Pełną parą przedziera się do mózgów nieświadomych ludzi, którym zamieszkała już w domach ujawniając nieodkurzane od miesięcy porcelanowe zastawy. Tylkonapokaz.
U mnie trwa od pierwszych promieni słońca. Tak długo na nią czekałam, nie mogłabym jej teraz nie zauważyć, pominąć. Ma kiczowato niebieskie niebo, zielone liście znajdujące się na każdym możliwym miejscu gałęzi drzew, przesycone gęste trawy i różowe kwiaty powoli opadające na jednak już mniej szare chodniki.
Niedługo przepędzi ją lato - szkoda, bo to już bliżej jesieni. Brzydkiej, mokrej i szarej. Nie mieszkamy w końcu w Polsce, gdzie jesienią przyroda otula czerwono-pomarańczowymi liśćmi ulice.
Ale jest wiosna - biegam więc co rano na sztuczno-zielonym stadionie ogrzewana przez coraz cieplejsze promienie słońca. Słyszę śpiew ptaków ukrytych w bluszczu i jest mi nieziemsko dobrze. Czuję, że mogę działać, żyć i spełniać dawno narzucone postanowienia. Bo jest dwadzieścia stopni, a zieleń obecna jest na każdym kroku.
Połowę ferii świątecznych spędzę nad morzem - to dobrze, lubię widok zanikającego w błękicie horyzontu i piasku, innego na każdej plaży.
Po feriach czekają mnie cztery dni w Polsce. Pod presją koleżanki wysłałam wiersze na konkurs i o dziwo zostałam laureatką. Nie wiem dlaczego, o gustach ludzkich się nie dyskutuje. Ja wykorzystam natomiast okazję i postaram się zwiedzić w międzyczasie warszawskie Łazienki, muzeum Chopina i starówkę.
Czuję zapał pracy, po głowie chodzi mi mnóstwo pomysłów na zdjęcia. Najpierw jednak muszę uporać się z pracami kontrolnymi, które jak zwykle zostawiłam na ostatnią chwilę, co oznacza, że cały weekend spędzę nad książkami.
a może
bóg to zorze
o wschodzie słońca
początek końca
błysk w oku chorego
oddech małego
dziecka przy sercu matki
i wszelkie życia dostatki