sobota, 27 marca 2010

wiosna?


Wiosna idzie.
Nie trochę, nie powoli. Pełną parą przedziera się do mózgów nieświadomych ludzi, którym zamieszkała już w domach ujawniając nieodkurzane od miesięcy porcelanowe zastawy. Tylkonapokaz.
U mnie trwa od pierwszych promieni słońca. Tak długo na nią czekałam, nie mogłabym jej teraz nie zauważyć, pominąć. Ma kiczowato niebieskie niebo, zielone liście znajdujące się na każdym możliwym miejscu gałęzi drzew, przesycone gęste trawy i różowe kwiaty powoli opadające na jednak już mniej szare chodniki.
Niedługo przepędzi ją lato - szkoda, bo to już bliżej jesieni. Brzydkiej, mokrej i szarej. Nie mieszkamy w końcu w Polsce, gdzie jesienią przyroda otula czerwono-pomarańczowymi liśćmi ulice.
Ale jest wiosna - biegam więc co rano na sztuczno-zielonym stadionie ogrzewana przez coraz cieplejsze promienie słońca. Słyszę śpiew ptaków ukrytych w bluszczu i jest mi nieziemsko dobrze. Czuję, że mogę działać, żyć i spełniać dawno narzucone postanowienia. Bo jest dwadzieścia stopni, a zieleń obecna jest na każdym kroku.
Połowę ferii świątecznych spędzę nad morzem - to dobrze, lubię widok zanikającego w błękicie horyzontu i piasku, innego na każdej plaży.
Po feriach czekają mnie cztery dni w Polsce. Pod presją koleżanki wysłałam wiersze na konkurs i o dziwo zostałam laureatką. Nie wiem dlaczego, o gustach ludzkich się nie dyskutuje. Ja wykorzystam natomiast okazję i postaram się zwiedzić w międzyczasie warszawskie Łazienki, muzeum Chopina i starówkę.
Czuję zapał pracy, po głowie chodzi mi mnóstwo pomysłów na zdjęcia. Najpierw jednak muszę uporać się z pracami kontrolnymi, które jak zwykle zostawiłam na ostatnią chwilę, co oznacza, że cały weekend spędzę nad książkami.



a może
bóg to zorze
o wschodzie słońca
początek końca
błysk w oku chorego
oddech małego
dziecka przy sercu matki
i wszelkie życia dostatki

piątek, 8 stycznia 2010



Tylko zapach kawy przedzierał się przez białe lilie i żółte kaczeńce.
Nawet kwiecisty obrus starał się nie ustępować kratce czarnobiałej koszuli, więc skórzany notatnik mógł zapomnieć o miejscu wśród drewnianych pudełeczek na herbatę.
I tylko tam, nigdzie indziej, chciała zostać.

czwartek, 7 stycznia 2010

nieotwierajdekoratorkomfengshui





Przyjechała kiedyś osobliwa pani do naszego mieszkania. Był letni wieczór a ona nazywała się Beatrycze i mówiła, że jest dekoratorką feng – shui.

- Niespotykane imię w tych czasach. – powiedziałaś.

- Niespotykane. – przyznałem.

Pokręciła się po domu, pomachała zabawną pałeczką, powiedziała, że mam wyrzucić obraz Pollocka, przestawić stół bliżej okna i zrobić parę innych rzeczy. Tobie nakazała kupić fioletową pościel z kaszmiru. Wzięła sto pięćdziesiąt złotych i wyszła.

Wyrzuciłem Pollocka, przestawiłem stół i zrobiłem paręinnnychrzeczy. Ty kupiłaś fioletową pościel z kaszmiru, która wcale mi się nie podobała.

Następnego ranka wylałem kawę pod ścianą, gdzie nie było stołu.

Teraz nie ma już fioletowej pościeli, która wcale mi się nie podobała. Zabrałaś ją miesiąc temu razem ze szczoteczką do zębów i pantoflami. Stół stoi z powrotem pod ścianą i nie wylewam już kawy.

Ale Pollocka brakuje.

Nie otwieraj dekoratorkom feng – shui.

sobota, 11 lipca 2009





Zawsze można sobie wyobrazić, że to było inaczej, można wrócić z powrotem do siedemdziesiątej czwartej strony udając, że to, co zdarzyło się na osiemdziesiątej wcale nie miało miejsca. Można odłożyć książkę i o niej zapomnieć. Ba, można nawet napisać nową, wedle własnych życzeń, fantazji!
Ale tamta nadal będzie i nic nie zmieni tego co się w niej zdarzyło.


Reversed.

Czasami myślisz, że wystarczyłoby powiedzieć tylko o słowo mniej. Że to załatwiłoby całą sprawę, że wtedy nie byłoby tego problemu. Że zamiast je wypowiadać, mógłbyś wtedy sobie siedzieć w starym fotelu obitym zielonym materiałem w czarne paski i czytać Baczyńskiego. Może nawet piłbyś late z długiej szklanki zakupionej niegdyś w najbliższym supermarkecie, może z radia dobiegałaby leniwie muzyka Beatlesów.
I wszystko mogłoby wrócić do normy. Ale nie wróciłoby. Z czasem nie mógłbyś już znieść nie Twojego budzika o szóstej trzydzieści, nie Twoje skarpetki wiszące na suszarce zaczęłyby stanowić niewidoczną przeszkodę, zupełnie tak samo jak druga szczoteczka w łazience.
I nie wystarczyłoby wtedy to jedno słowo mniej, które wykrzyczałbyś ze zdwojoną siłą